Brutal

Najpierw usłyszałam wołanie z oddali: dokąd lecisz, wracaj, wróć ! Po chwili z za krzaków wypadł ogromny bernardyn. Nic nie robił sobie z tego, że kulał, bo źle zrośnięta łapa utrudniała mu poruszanie się. Pęd rozwiewał mu futro, a nos, szeroko otwarte oczy i postawione uszy miały tylko jeden cel… mnie ! Obróciłam się do niego i zamarłam czekając na rozwój wydarzeń. Emocje rozsadzały go tak, że aż piszczał. Po chwili był już przy mnie. Nie walka jednak była mu w głowie… Zrozumiałam to i rozpoczęliśmy taniec wokół siebie. Linka na której byłam zaczęła plątać się odwracając uwagę Pana. Nie zareagował więc w porę i bernardyn wskoczył na mnie…

Poczułam jego łapy na swoim grzbiecie. Był ciężki, chyba ze dwa razy cięższy niż ja. Musiałam napiąć się aby go utrzymać ten … słodki ciężar. Mój ogon odruchowo przesunął się w bok. Rozpłynęłam się już cała w wizji szczeniaków: słodziutkich, puszystych kuleczek, postury tego słodkiego brutala, za to z moimi lokami…

I tutaj pojawił się On – mój Pan. Choć kocham go, choć jest moim światem, to w tej chwili nienawidziłam go ! Brutalnie zniszczył moje marzenie ściągając ze mnie bernardyna…