Leśne zabawy

Las dla psów jest ciekawy sam w sobie. Przestrzeń, dużo nowych miejsc, ogrom nowych zapachów…

Ludzie ze swoimi ograniczonymi zmysłami muszą w lesie wymyślać sobie zabawy. Rzuty, biegi, pokonywanie przeszkód …

sztafeta1 sztafeta2

… strzelanie do celów i strzelanie do … siebie. Dobrze, że kule były z … farbą. Pan zawsze zostawiał mnie poza polem ostrzału. Wytrzymywałam długo. Ale gdy jedna drużyna broniła miejsca, druga je atakowała, a tam był mój Pan, to  emocje ludzi udzieliły się i mnie. Nie mogłam zostawić Pana samego więc pobiegłam do niego. To był błąd. Duży błąd ! Zdradziłam jego pozycję. Pan natychmiast znalazł się pod zmasowanym ostrzałem. Kule świstały, rozbijały się o drzewa… Tak jak ja przejmowałam się Panem biegnąc do niego, to on w tej chwili myślał przede wszystkim o moim bezpieczeństwie. Położył mnie za gęstym krzakiem aby nie trafiła mnie bezpośrednia kula. Sam wystawiał się na ostrzał zręcznie wykorzystując drzewa jako osłony odciągając kule od mojej pozycji. Gdy byłam już w miarę bezpieczna zwolnił mnie z warowania i odesłał poza teren strzelania. Zrobiłam to z chęcią i dużą ulgą, że świszczące kule będą daleko. Zabawa w strzelanie była powtarzana jeszcze kilka razy. Ale ja już obserwowałam ją jedynie z daleka. Pan pochwalił mnie za to i nazwał „Mądrą suką” 🙂 Pewnie, że jestem mądra, tylko głupiec nie uczy się na błędach, zwłaszcza swoich !

Survival_1

23 24 26 25

Potwór

Na spacerach Pan pozwala mi węszyć. Zna psy i wie, że skupienie na węszeniu zużywa sporo energii. Z takiego krótkiego spaceru wracam szczęśliwa i zmęczona jakbym przeszła parę kilometrów. Węszyłam więc jak zwykle gdy …

Mijaliśmy z Panem jakieś nogi, kiedy poczułam nowy zapach gdzieś z góry. Podnoszę łeb i widzę: na 2 nogach i tułowiu wędrują 2 głowy – potwór ! A z 2 głów 4 oczy zaczęły się we mnie wpatrywać. Zamarłam na chwilę aby uspokoić sytuację, ale oczy nadal wpatrywały się, a jedne robiły się coraz większe. Potwór przestraszył się mnie czy chce atakować ? Dwie głowy, dwie szczęki, to dawało potworowi przewagę. Miałam luźną smycz, więc wolałam nie sprawdzać jego intencji na sobie i ostrzegawczo szczeknęłam odskakując na bezpieczną odległość. Pan starał się uspokoić mnie. Czułam, że nie bał się potwora. Pewnie widział go już wcześniej. Ale dla mnie to był pierwszy raz i nie mogłam pohamować emocji.

Dopiero później przy innej okazji okazało się, że takie potwory powstają gdy duży człowiek bierze małego człowieka do góry i obejmuje go mocno. Dzisiaj już nie boję się tych „potworów”, a nawet cieszę się, że mali ludzie są zabierani z mojego poziomu. O ile zachowanie dużego człowieka zwykle jest przewidywalne, to zachowanie małego człowieka zawsze jest zagadką i zaskoczeniem, szczególnie gdy spotykamy się pierwszy raz. To temat rzeka, a dzisiaj znów dużo pływałam i jestem zmęczona. Wrócę więc do niego później.

Wędkarze

plywanie1Dzisiejszy wieczorny spacer był inny niż zwykle. Znów pływałam 🙂 Pan pozwala mi pływać coraz dłużej, ale dla mnie to i tak mało ! Uwielbiam pływać ! To rodzinne: podczas spacerów pływała w szerokiej rzece w Czechach moja matka. Jej matka, a moja babcia pływała też. Po pływaniu jak zwykle pobiegliśmy wzdłuż kanału abym mogła wysuszyć się w biegu…

Muszę walczyć z pokusą wskakiwania do kanału, bo choć woda jest brudniejsza niż w Brdzie, to przecież też WODA ! Ale Pan zakazuje 🙁 Ja nie mogę wskoczyć, a kaczki pływają sobie w najlepsze. Poganiała bym je w wodzie, ale Pan nie pozwala… Mówi, że nie wolno wchodzić, bo ta woda jest brudna i śmierdzi. Ale chyba przesadza, bo nad brzegiem kanału co chwilę siedzi jakiś człowiek z kijem ze sznurkiem i próbuje wyciągnąć coś z wody. Pan nazywa ich wędkarzami. A to co wyciągają rybą. Żywe to i trzepocze się jak wyciągają z wody na końcu cieniusieńkiego sznurka. Skoro w tej wodzie można żyć, to dlaczego nie można pływać ? Niepojęta jest ludzka logika …

Biegliśmy po ścieżce i trawie wzdłuż kanału, gdy nagle poczułam, że coś chwyciło moją tylna łapę. Najpierw jedną, potem drugą. Chciałam uciec, ale TO nie pozwalało mi stawiać większych kroków ! Im bardziej się starałam, tym mocniej ściskało moją łapę. Spróbowałam dosięgnąć TO zębami. Wtedy Pan zwrócił uwagę, że coś się dzieje. Zatrzymał mnie i zaczął oglądać mi tylne łapy. Uspokajał mnie łagodnym głosem, aż nagle zmienił ton. Nie zrozumiałam co powiedział, ale ton głosu nie był miły. Jednak to nie było do mnie. Bo mnie łagodnie poprosił abym położyła się. Posłuchałam, choć usłyszałam w głosie Pana napięcie. Wziął moją tylną prawą łapę i czułam jak próbuje coś wyplątać z moich poduszek. Byłam cierpliwa, choć czułam, że TO wrzyna mi się w ciało. Nie dał rady uwolnić prawej łapy. Wziął się więc za lewą. Tutaj poszło mu gładko, bo było tylko splątane, a nie zadzierzgnięte. Uwolnił ją ! Widziałam jak próbuje rozerwać coś co nazwał żyłką – takie cienkie, ledwo widoczne, ale mocne, że ho, ho. Nie udało mu się. Czułam narastający ból w poduszkach prawej łapy. To ta żyłka ściskała je. Pan próbował rozciąć żyłkę kluczami, ale ta paskuda nie poddawała się. Widząc, że sprawia mi to ból zrezygnował. Pan zaczął denerwować się. Czułam to coraz wyraźniej – adrenalina jednak strasznie śmierdzi. Zdenerwowanie zaczęło udzielać się i mnie. Gdybyśmy zaczęli iść, to znów zaplątała bym się, żyłka jeszcze mocniej ścisnęła by łapę. Ale mój Pan ma głowę nie od parady. Żyłkę złożył i zaczął trzeć o krawędź krawężnika. Przetarł ją ! Skrócił żyłkę na tyle, że mogłam iść nie plącząc się w nią. zylka

Wracaliśmy. Łapę nadal ściskała żyłka i przeszkadzała mi, ale mogłam iść ! Szliśmy dość szybko – Pan chyba niepokoił się o moją łapę. Szedł wypatrując czegoś na brzegu kanału. Pomocy ? U kaczek ? Nie. Podszedł do wędkarzy. Poprosił o nóż. No tak, tym szybko uwolnił mi łapę od żyłki. Oddał nóż i podziękował. Grzecznie, ale na mój nos to chyba wędkarze mieli coś wspólnego z tą moją przygodą. Dobrze, że Pan był przy mnie i mi pomógł. Samotny pies nie dał by sobie rady z żyłkowymi wnykami.