Wędkarze

plywanie1Dzisiejszy wieczorny spacer był inny niż zwykle. Znów pływałam 🙂 Pan pozwala mi pływać coraz dłużej, ale dla mnie to i tak mało ! Uwielbiam pływać ! To rodzinne: podczas spacerów pływała w szerokiej rzece w Czechach moja matka. Jej matka, a moja babcia pływała też. Po pływaniu jak zwykle pobiegliśmy wzdłuż kanału abym mogła wysuszyć się w biegu…

Muszę walczyć z pokusą wskakiwania do kanału, bo choć woda jest brudniejsza niż w Brdzie, to przecież też WODA ! Ale Pan zakazuje 🙁 Ja nie mogę wskoczyć, a kaczki pływają sobie w najlepsze. Poganiała bym je w wodzie, ale Pan nie pozwala… Mówi, że nie wolno wchodzić, bo ta woda jest brudna i śmierdzi. Ale chyba przesadza, bo nad brzegiem kanału co chwilę siedzi jakiś człowiek z kijem ze sznurkiem i próbuje wyciągnąć coś z wody. Pan nazywa ich wędkarzami. A to co wyciągają rybą. Żywe to i trzepocze się jak wyciągają z wody na końcu cieniusieńkiego sznurka. Skoro w tej wodzie można żyć, to dlaczego nie można pływać ? Niepojęta jest ludzka logika …

Biegliśmy po ścieżce i trawie wzdłuż kanału, gdy nagle poczułam, że coś chwyciło moją tylna łapę. Najpierw jedną, potem drugą. Chciałam uciec, ale TO nie pozwalało mi stawiać większych kroków ! Im bardziej się starałam, tym mocniej ściskało moją łapę. Spróbowałam dosięgnąć TO zębami. Wtedy Pan zwrócił uwagę, że coś się dzieje. Zatrzymał mnie i zaczął oglądać mi tylne łapy. Uspokajał mnie łagodnym głosem, aż nagle zmienił ton. Nie zrozumiałam co powiedział, ale ton głosu nie był miły. Jednak to nie było do mnie. Bo mnie łagodnie poprosił abym położyła się. Posłuchałam, choć usłyszałam w głosie Pana napięcie. Wziął moją tylną prawą łapę i czułam jak próbuje coś wyplątać z moich poduszek. Byłam cierpliwa, choć czułam, że TO wrzyna mi się w ciało. Nie dał rady uwolnić prawej łapy. Wziął się więc za lewą. Tutaj poszło mu gładko, bo było tylko splątane, a nie zadzierzgnięte. Uwolnił ją ! Widziałam jak próbuje rozerwać coś co nazwał żyłką – takie cienkie, ledwo widoczne, ale mocne, że ho, ho. Nie udało mu się. Czułam narastający ból w poduszkach prawej łapy. To ta żyłka ściskała je. Pan próbował rozciąć żyłkę kluczami, ale ta paskuda nie poddawała się. Widząc, że sprawia mi to ból zrezygnował. Pan zaczął denerwować się. Czułam to coraz wyraźniej – adrenalina jednak strasznie śmierdzi. Zdenerwowanie zaczęło udzielać się i mnie. Gdybyśmy zaczęli iść, to znów zaplątała bym się, żyłka jeszcze mocniej ścisnęła by łapę. Ale mój Pan ma głowę nie od parady. Żyłkę złożył i zaczął trzeć o krawędź krawężnika. Przetarł ją ! Skrócił żyłkę na tyle, że mogłam iść nie plącząc się w nią. zylka

Wracaliśmy. Łapę nadal ściskała żyłka i przeszkadzała mi, ale mogłam iść ! Szliśmy dość szybko – Pan chyba niepokoił się o moją łapę. Szedł wypatrując czegoś na brzegu kanału. Pomocy ? U kaczek ? Nie. Podszedł do wędkarzy. Poprosił o nóż. No tak, tym szybko uwolnił mi łapę od żyłki. Oddał nóż i podziękował. Grzecznie, ale na mój nos to chyba wędkarze mieli coś wspólnego z tą moją przygodą. Dobrze, że Pan był przy mnie i mi pomógł. Samotny pies nie dał by sobie rady z żyłkowymi wnykami.